niedziela, 1 października 2017

Zdzichowy Miech #18 (Wrzesień 2017)

EDYCJA JABŁKOWA!!! :D (z nutką gruszek xD)


Witamy wszystkich przybyłych bardzo serdecznie!
Na sam początek napiszę Wam, że w tym poście mieliśmy mało do pisania. Jak wiecie, praktycznie przez cały miesiąc byliśmy w Holandii i tam pracowaliśmy, zbierając jabłka i gruszki. Praktycznie każdy tamten dzień wyglądał tak samo, więc i za dużo się nie działo. Mimo to, większość nudnych pierdułek postaramy się napisać o tej pracy w holenderskim sadzie. Zapraszam do czytania!



- Nudząc się w wolnym czasie, postanowiliśmy zacząć oglądać bardzo ciekawy i wciągający serial pod tytułem Lucyfer (w oryginale- Lucifer). Obejrzeliśmy 2 sezony (i zapewne niczym serialoholiczki czekacie na 3, co?). Opowiada on głównie o władcy piekieł, który postanowił przyjść na ziemię i odpocząć od ciężkiej pracy. W pewnym momencie poznaje on pewną panią detektyw, z którą zaczął współprace i... dalej to sami zobaczcie, bo naprawdę warto.

Nawet fajną ma tę swoją prawdziwą twarz :3

- Będąc w Holandii, mieliśmy okazję zobaczyć "flomark" (tak dokładniej to tylko Paweł). To coś jest bardzo podobne do Polskiego bazaru tyle, że ludzie sprzedają tam niepotrzebne graty ze swoich domów lub coś w tym stylu. W skrócie można tam kupić śmieci za grosze (bardziej nazwałabym to "pchlim targiem", ale co ja się tam mogę znać, jam jest tylko Grammar Nazi Madzia :P)

Pewnie to coś w tym stylu :P

- Przytrafiło nam się spróbować "magicznego ciasteczka" od kolegi. Zanim ten wypiek zdążył zadziałać, minęła ponad godzina i do tego położyliśmy się spać. To była jedna z najgorszych nocy w moim życiu (i słusznie, nauczka na zaś). Takie zjebane myśli przychodziły non-stop do głowy, że miało się wrażenie, że się umarło (jeszcze raz taki numer, a stanie się to bardzo realne stwierdzenie, nie tylko wrażenie c:).

Niby niewinne ciasteczka, a 1/4 potrafi sprawić, że będziesz w innym wymiarze :v


UWAGA!!!
Z racji, że nie mamy o czym pisać, teraz będziecie mogli poczytać sobie o szczegółach naszej pracy w Holandii. Niektóre rzeczy będą mniej, a niektóre bardziej ciekawe, lecz nic już na to nie poradzimy, gdyż praktycznie przez cały okres naszej pracy dni wyglądały praktycznie tak samo (taka rutyna... wstajesz, idziesz do pracy, wracasz, żresz, myjesz się, chwila odpoczynku i spanie).


- Jak przyjechaliśmy na miejsce, to dostaliśmy dosyć fajną kwaterę. Co prawda dupy nie urywała, ale wewnątrz mieliśmy wspólny pokój z naszym przyjacielem. Obok naszego burdelu (dobrze, że tego Wam nie pokazujemy xD [chwalcie wszystko dookoła, że nie widzicie- zaprawdę powiadam Wam ludziki]), był pokój koleżanki (Czyżby? "Koleżanki"? I tak ją znajdę :x), a na przeciwko wejścia do naszego domku był sracz.

To okno po prawej to nasz pokój c:

- W czasie pracy w sumie mieliśmy 3 przerwy: pierwsza 15- minutowa, druga półgodzinna i trzecia też 15- minutowa. Na tych piętnastkach zazwyczaj dostawaliśmy koszyk, w którym była kawa, herbata, ciastka i inne potrzebne do tego duperele. Zazwyczaj lubiliśmy podpierdolić dużo ciasteczek (niczego innego się po was nie spodziewałam :D ).

Herbatka ta nie raz uratowała nam życie ;3

- Kiedy brakowało nam chlebka lub jakichś innych zapasów, to byliśmy zmuszeni popierdalać do sklepu na zakupy (głównie Paweł [c:]). Jeśli nasz szef udostępnił swoją furę- to jechaliśmy nią, a jak nie było samochodzika, to było trzeba zapierdalać rowerkiem.

I to nie byle jakim, bo różowym xD (Panie, nie wybrzydzaj pan, bo Holender płakał, jak sprzedawał
Poza tym, na fotce bardziej jest lawendowy, więc luzik :P)

- Ogólnie to w tej Holandii nie raz trafiały się dosyć ładne widoczki. Na przykład niedaleko nas stał fajny młyn. Nic więcej o nim nie napiszę, bo to tylko młyn (i ogólnie za daleko, żeby zwiedzić :v).

Przed młynem widać "rajki" w których np. rwaliśmy gruszki :3

- Z racji, że zrobiliśmy zdjęcie jakiemuś gówienku na środku ronda, to to tu daje.

Nie ogarniam, co to ma przedstawiać .-.
(Sztuka nowoczesna, tego nie zrozumiesz, duh!)

- W wolnym czasie (jak nas namówił przyjaciel), to graliśmy w jakieś gierki. Głównie to było Call Of Duty: Black Ops II - Zombie Mod, ale tak to jeszcze graliśmy w... chyba tylko w to. Jeszcze jak nie chciało nam się towarzyszyć koledze w walce z hordą zombiaków, to graliśmy w starego dobrego (nie raz zjebanego) WoT'a.

Randomowe zdjątko z walki z zombiakami c:

- Jak każdy wie, to raczej mało kto jest jakimś dryblasem, żeby dał radę zerwać jakieś jabłko albo gruszkę z 2-2,5 metrowego drzewka. Dlatego nasz szef obdarował nas John'em Deer'kiem z platformą, dzięki czemu na spokojnie mogliśmy wychylać się z platformy jak pojebani, żeby urwać jedno zjebane jabłuszko.

Wolę jednak robić na ziemi (plecy mniej bolą) ;D

- Czasem jak nasz skład (traktorek z wagonikami, do których zrywa się owoce) był za daleko od jakichś drzewek, a nie było możliwości lub nie opłacało się wjeżdżać w inne miejsce to z pomocą przychodził nam kangurek (aka. turban, blue box, wiadro na gówno, niebieski wór Shreka itd.). Chodziło się z tym gównem na brzuchu i zapełniało się do pełna, aż wyraźnie czułeś, że plecy Cię napierdalają.

Nigdy go nie lubiłem :v

- Teraz będę pisał Wam o traktorkach które ciągnęły za sobą 5 wagoników (w sumie skład), do których wwalało się owoce. Jako pierwszy będzie ISEKI z napędem na cztery koła. Przy starcie jakoś nie chciał łapać gazu, ale jak już złapał- to zapierdalał jak szalony.

Wygląd od przodu...
...i wygląd od kierowcy ^^













- Następny w kolejce jest jego brat bliźniak. Praktycznie jest on taki sam, tyle że nie ma napędu na przód i ogólnie jest troszkę słabszy. Mimo to, jego jakoś bardziej lubię. Na zdjęciach ma akurat podczepioną platformę.

Przód z platformą...
...i widok od strony kierowcy :D













- Kolejny traktorek, którego możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej, jest prawdopodobnie najstarszym gratem z jakim mieliśmy do czynienia. Co prawda złom i strasznie dymił w bok, że będąc przy nim przy wolnej jeździe, szło się udusić, ale mimo jego licznych wad, pieszczotliwie mówiliśmy na niego krokodylek (aka. "Sznapi").

Przód tego złoma...
...i stanowisko kierowcy (gasi się go linką) xD













- Następny traktorek, z którym miałem do czynienia to HOLDER, który działał bardzo podobnie do czołgu i jak się nim troszkę przygazowało to nieźle ryczał. Miał też chujowy bieżnik, że wystarczyło wjechać na lekko grzązkawy teren i już się zakopał. Fajny, aczkolwiek chujowy.

Typowy jak na traktorek przód...
...i stanowisko kierowcy :P













- Przedostatni ciągnik (też HOLDER) charakteryzował się tym, że miał strasznie zjebane sprzęgło. To znaczy, masz je puszczone całkowicie i on ci normalnie jedzie, a kiedy je wciśniesz to mijają 2-3 w chuj długie sekundy, zanim się zatrzyma. Raz mało brakowało, a wpadłbym bokiem do rowu.

Przód tego wariata...
...i "stanowisko gracza" xD













- Ostatnia zabawka, jaką mieliśmy okazję się bawić to najnowszy HOLDER, który chyba jest najwygodniejszy i najszybszy ze wszystkich ciągników. Co prawda traktora nie przypomina, ale chyba jest najlepszy ze wszystkich wyżej przedstawionych. Oprócz tego był jeszcze jeden "Holderek" (brat [nie bliźniak] "Sznapiego"), który też był dosyć stary. gasiło się go takim drutem, a gazu dodawało się patykiem. No, ale podziwiajcie tego najnowszego bydlaka.

Prawy bok...
...lewy bok...

...i ujebane błotem stanowisko kierowcy c:



Jakimś cudem dobiegliśmy do końca, a nie ukrywam, że nie było łatwo. Większość z tych dupereli udało mi się napisać w ostatni dzień września, kiedy teoretycznie powinienem już spać. Podsumowując to wszystko dodam od siebie, że jestem zadowolony z tej pracy w Holandii, którą załatwił nam nasz przyjaciel. Do kieszeni wpadło nam kilkaset euro, a każdy pieniążek jest w życiu potrzebny. Dziękuję wszystkim przybyłym i do zobaczenia (już na spokojnie) następnym razem!

BONUS OD NAS:

Pewien kolega nie wyrobił się w wyjeeebanym wjeździe do sadu i wjebał się do rowu xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz