Fanfik, który zaraz przeczytacie - nie został przez nas napisany. Jest to kolejne dzieło stworzone przez MIXEROWICZ'a, a szkoda by było, żeby całkowicie popadło w zapomnienie. Tym razem, akcja dzieje się w świecie My Little Pony: Friendship is Magic. Tak jak i w przypadku poprzedniego opowiadania - autor porzucił dalsze prace, więc postanowiliśmy podzielić się tym skromnym opowiadaniem z resztą świata. Pewnie i tak nikt tego nie przeczyta, ale szkoda, żeby chociaż nikt tego nie zobaczył. Miłego czytania!
„Ciekawe Opowiadanie”
19 Sierpnia, kilka kuców było na wycieczce wspinaczkowej. Dipper Bubbles, Winter Fields, Summer Heart, Shasia, Sweet Mint, Voke, Enzo, oraz Mixia i Mixer. Byli dobrze przygotowani i dobrze się znali, w sumie chodzili do jednej szkoły. Gdy każdy był gotowy, postanowili rozpocząć wspinaczkę. Był to przyjemny dzień, nie było za gorąco ani za zimno. Z czasem zawiał jakiś miły zimny podmuch wiatru, lecz to im tylko szło na plus, ta wycieczka wręcz nie mogła się nie udać. W między czasie również ze sobą rozmawiali, oczywiście Mixer i Mixia niezbyt lubili spędzać razem czas i ciągle się ze sobą kłócili jak źrebaki.. Dipper i Shasia akurat byli razem więc... No nawet starali złączyć swe pyszczki, lecz skończyło się to na uderzeniu głowami. Winter nie była zbyt zadowolona z towarzystwa, ogółem z całej wycieczki. Była to najgorsza klacz jaka chodziła po tej ziemi.. Wredna, niemiła, chamska.. nawet wyglądem nie zachwycała. Miała swego jedynego... ale właściwie, to był wymuszony przez nią związek. Voke, starszy o dwa lata od nich - nie, nie był „łobuzem”, po prostu miał mocne problemy z nauką. Uciekł z domu, aby jego rodzice nie mogli go już więcej bić. Aktualnie mieszka u Summer Heart. Enzo tylko się zamyślał o swojej ukochanej, która nie wybrała się z nim na wycieczkę, czemu? Ponieważ poprosiła go, aby zapamiętał widok z klifu a następnie jak wróci, niech opowie co widział. W końcu... była chora i sama nie mogła się ruszyć z domu. Sweet Mint za to siedziała cicho, było to dziwne ponieważ zazwyczaj podrywała ogierów, a następnej nocy zabawiała się z nimi. No cóż, gdy dotarli na szczyt rozłożyli namioty. Jedynie Dipper Bubbles i Winter Fields, oraz Voke i Summer Heart spali razem w namiotach. Reszta miała osobne namioty. Tak, nawet to rodzeństwo. Wieczorem Enzo wyszedł z namiotu, aby zrobić to co obiecał ukochanej. Stanął na klifie i przyglądał się krajobrazowi. Zawiał zimny wiatr, jego zielono biała grzywa zawiała na wietrze jak i zielony ogon. Jasno niebieski ogier skurczył skrzydła z zimna i rozejrzał się dookoła jeszcze raz. Z namiotu wyszła Winter Fields. Gdy Enzo usłyszał jej narzekanie od razu wrócił do namiotu. Nie miał czasu na kłótnie z tą jedzą... Niebieska klacz z żółtą grzywą i ogonem stanęła wpatrując się w lusterko swymi żółtymi oczyma. Poprawiła grzywę i zaczęła deptać trawę, skakać po niej krzycząc że jest tu nudno. Kompletna idiotka... po chwili jednak wróciła do namiotu. W środku nocy Sweet Mint wyszła ze swego namiotu po cichu i weszła do namiotu Winter. Podeszła do niej i powiedziała cicho:
– Wstawaj, mam coś dla ciebie.. – Winter się obudziła i spojrzała na nią.
– Czego chcesz ode mnie głupia klaczy – Mint tylko przewróciła oczyma i powiedziała do niej:
– Posłuchaj, znalazłam skrzynie na końcu klifu, ale.. jest jeden problem. – Winter zaciekawiona sprawą zapytała:
– Niby jaki? – Sweet Mint zadowolona naiwnością klaczy odparła:
– Jest zakopana, chodź pokaże ci gdzie dokładnie... – Winter i Mint wyszyły z namiotu aby podejść do końca klifu.
– Gdzie to jest zakopane? – Sweet Mint stanęła naprzeciwko niej.
– Jesteś wrednym kucykiem... Wiesz? Nie powinnaś tu iść, chociaż, nie, czekaj... powinnaś tu przyjść...
– Po co?
– Po to, abym mogła w końcu się ciebie pozbyć. – W tym momencie Sweet Mint zakneblowała jej pyszczek, aby stłumić każdy jej krzyk. – Mmm... uwielbiam krew, a krew takiej klaczy jak ty, oczyści mnie i mą duszę. W końcu, zrobię coś za co świat mi podziękuje. Co nie?
Winter chciała się wyrwać i uciec, aby powiadomić resztę o niebezpieczeństwie. Lecz było za późno, Sweet Mint właśnie wbiła w jej brzuch nóż, krew spływała po ostrzu... czerwona krew w blasku księżyca wyglądała w miarę ładnie.
– Zapewne boli, ale powinnaś cierpieć. Za to wszystko co robisz. – Pociągnęła nóż w górę, aż do jej szyi wręcz rozrywając ją na pół. – Miłego lotu... – Po czym zrzuciła ją z klifu, Sweet Mint oblizała nóż i schowała go do juki, następnie wróciła do swego namiotu.
Za to u Dippera i Shasi.. działo się również ciekawie:
– Wejdź głębiej… - Shasia powiedziała do niego cicho, po czym Dipper wepchnął najgłębiej swego członka jak tylko mógł, w końcu napierał na ściankę macicy. – Szybciej... Jeszcze... – Zaczął energicznie się poruszać, z każdym pchnięciem czując większe podniecenie.
– Kocham cię całym serduszkiem – Shasia zbliżała się do szczytu, pojękiwała z podniecenia, jednocześnie podniecając Dippera. Shasia mogła poczuć jak za każdym ruchem rozpycha ją od środka... po kilku chwilach zalewając jego członka swoimi soczkami.
– Tak szybko kochana? – Shasia tylko zamknęła oczka czekając aż i on dojdzie. W końcu z kolejnym pchnięciem mogła poczuć ciepło w swojej pusi. Dipper położył się na niej i ciężko dyszał.
– Dobranoc – powiedział po czym zasnął. – Tak szybko kochanie? – Odpowiedziała mu i sama również zasnęła głaszcząc go po grzywie. Następnego dnia jakby nigdy nic, każdy obudził się normalnie i o niczym nie wiedział. W pewnym momencie Mint krzyknęła:
– Zbiórka! – Każdy się zebrał – Muszę wam powiedzieć coś przykrego. Zeszłej nocy... nasza przy... Ekhem... Koleżanka popełniła samobójstwo skacząc z klifu. – Nikogo akurat to nie poruszyło, nawet padł komentarz „I gut!”.
– Tia.. dobra. Trzeba się zwijać. Zostało mało dni do końca wakacji...
Po tym ogłoszeniu każdy zaczął się pakować. Zeszli na dół bezproblemowo i wrócili do swoich domów. Enzo opowiadał co zobaczył na klifie wieczorem, Dipper i Shasia postanowili spędzić tę noc ponownie razem, chcieli wypróbować nowy sprzęt do BDSM'u, który właśnie został dostarczony pod dom Shasi chwilę po jej powrocie, Voke starał się pojąć matematykę przy pomocy Summer... Mixer i Mixia postanowili się upić w okolicznym barze, co było bardzo dziwne, za to Winter leżała sobie na dnie jeziora, a Mint... Skreśliła właśnie zdjęcie Winter ze swojej tablicy swoim zielonym markerem.
– Ahh… Zrobiłam dobry uczynek... Hmm... jedno dobre zabójstwo za te kilka innych... Hmm... Tak, aktualnie starczy. Będę miała zapas jeszcze na kilka zabójstw bez wyrzutów sumienia. – Uśmiechnęła się i w podskokach wyszła ze swojej piwnicy.
– Co by teraz tu porobić... Do powrotu do szkoły zostało jednak trochę czasu. Przestudiowałam już całą wiedze na przyszły rok... Ehh... Może... – Zamyśliła się chwile – Znajdę sobie do końca wakacji jakąś zabawkę... Najlepiej taką która już nie chodzi do szkoły... Wiem! Byli tacy bliźniacy... Tylko... którego wybrać. Zdzicha, czy Zdzicha? Może... tego niebieskiego... albo... ehh... ten pomarańczowy też fajny... A z resztą... Wezmę obydwu (obu).
Szybko wybiegła z domu i pobiegła pod dom wyżej wymienionych. Zapukała. Otworzył jej niebieski ogier z niebieską grzywą i niebieskim ogonem.
– Witaj... emm... Zdzichu... Mam do ciebie ogromną prośbę – Specjalnie się zarumieniła, aby wyglądała słodko. – Czy ty... i twój brat moglibyście przyjść do mnie jutro i... pomóc mi pojąć materiał zanim pójdę do szkoły? – Zdzichu bez zastanowienia odpowiedział:
– No ba! Zdzichu, jutro idziemy do Mint pomóc jej z nauką – Można było tylko usłyszeć jakby jakiś kuc spadł ze zdziwienia z łóżka.
– Dzięki wielkie. – Zadowolona powolnym krokiem wracała do swego domku, wiedząc że ogier nadal patrzy się na jej plot, zamachała ogonkiem po czym odwróciła się i puściła mu oczko. On od razu schował się i zatrzasnął drzwi.
– Heh... Nie wiedzą co ich czeka. Ale... dwóch ogierów na raz w jednej piwnicy? – Zamyśliła się – Przecież mam tylko jeden stół operacyjny – Powiedziała do siebie w myślach i zmieniła kierunek na szpital.
***Półtorej godziny później***
Mint właśnie ustawiała swoimi zakrwawionymi kopytami stół operacyjny w swojej piwnicy, na którym nadal były zwłoki pielęgniarki.
– Eh.. Ty mi się na nic nie przydasz. Gdybyś była ogierem... Znaczy, wiesz... Lubię klacze, ale martwe już nie... A ogierom można odciąć to i owo. – Zachichotała i zrzuciła ją na podłogę...
– Chyba takie ustawienie będzie dobre... Jeden Zdzichu będzie oglądał co robię drugiemu. Ehh, muszę jeszcze przynieść pasy.
Poszła na górę swego domu i wróciła z pasami które przymocowała do stołów, wzięła tylko środki usypiające z piwnicy i poszła do salonu.
– Może sobie zatańczę? – Miała pokój pełen luster w którym uwielbiała tańczyć w swojej czerwonej sukience – Ale chyba najpierw się umyję...
Gdy weszła pod prysznic, odkręciła swą magią wodę a jej zielone futerko zamokło pod prysznicem, jak i zielona grzywa i zielono biały ogon.
– Ahh, zimna! – Ustawiła odpowiednią temperaturę wody i zaczęła dokładnie się myć. Po chwili wyszła i wytarła się dokładnie. Zeszła na dół i założyła swą czerwoną suknie. – Chodźmy zatańczyć...
Weszła do pokoju z lustrami, włączyła muzykę i zaczęła tańczyć z manekinem który był zrobiony ze skóry prawdziwego, czerwonego kuca, miał niestety sztuczną blond grzywę oraz szarawy sztuczny ogon, który ona mu przyszyła. Oczywiście, był wypchany.
– Pięknie tańczysz kochanie, chyba nawet lepiej ode mnie. Może włączę muzykę? – Bez zastanowienia puściła muzykę klasyczną graną przez Octavię, oczywiście z płyty winylowej – Chciałam zawszę pójść na bal, a ty? – W tej chwili manekinowi odpadła głowa – Uznam to za tak. A jeśli to miało oznaczać „Znowu zaczynasz swoje gadanie” to mogę ci powiedzieć że ty lepszy nie jesteś. Też ciągle gadasz o swoich marzeniach. – Zaśmiała się – Marzenia ściętej głowy...
Tańczyła z nim jeszcze przez chwilkę po czym powiedziała:
– Chyba dziś się kiepsko czujesz, zatańczymy innym razem. Dobrze kochanie? – Głowa leżała w bezruchu.
– Dobranoc. – Odpowiedziała sama sobie i wyszła z pokoju, następnie zdjęła sukienkę i ją schowała. Poszła na górę i położyła się wygodnie w łóżeczku.
– A może... tym razem się pobawię jeszcze przed snem... – Lekko dotknęła swego miejsca rozkoszy. – N-Nie... Następnym razem. Muszę być jutro wypoczęta i gotowa do akcji.
Położyła się wygodnie i zasnęła. Następnego dnia wstała wypoczęta. Nic nie robiła tylko czekała na swoich „korepetytorów”. Z rana zjadła oczywiście pożywne śniadanie i się umyła. W pewnej chwili usłyszała pukanie do drzwi.
– Już idę! – Z uśmiechem na pyszczku podeszła do drzwi i je otworzyła.
– Wejdźcie, śmiało, zapraszam! Zaraz przygotuje dla was herbatkę. – Zdzichowie weszli od razu, również z uśmiechami na pyskach.
Pozwólcie, że jeszcze skromnie skomentuję to "arcydzieło": Tutaj przynajmniej autor wprost napisał, że porzucił projekt, a szkoda, bo nawet spoko się zapowiadało. Mimo zwiększającej się ilości chorego gówna - stawało się to co raz ciekawsze. Trochę przeszkadza nam, że nasze OC'ki zostały wciągnięte w te szambko praktycznie, tak bez powodu, ale w sumie to aż takiej pięknej historii one nie mają. Momenty, bywały cringe'owe, ale czego się spodziewać po niedoświadczonym i młodym pisarzu. Każdy miewał lepsze i gorsze weny, więc nie ma co na to aż tak negatywnie patrzeć. Oryginalny tekst był trochę za bardzo zbity, przez co nie było oddzielenia dialogów od narracji. Poprawiłem (raczej na lepsze) kilka błędów stylistycznych, jakie to były na przykład z tymi dialogami, ale także i miałem ciężkie zadanie, aby poprawić wszystkie ".." na "...". Chyba to by było tyle i mamy nadzieję, że całość wydaje się Wam całkiem spoko, tak jak nam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz